

I celebruje.
Co i rusz odkrywa jej nowe oblicza, nie pamięta dnia bez aromatycznego napoju. Katarzyna Kochańska, właścicielka warszawskiej herbaciarni Herba Thea, świetnie za to pamięta historię wrzucania liści do wrzątku.
- Legenda mówi, że setki lat temu światły chiński cesarz gotował sobie wodę do picia podczas przerwy w wędrówce. Nagle z krzaka, pod którym siedział, opadło kilka listków i wpadło do naczynia. Woda nabrała złocistego koloru i miłego zapachu. Cesarz spróbował. Przeżył i zachwycił się - opowiada Katarzyna Kochańska.


- Przez lata pracowałam jako dziennikarka - m.in. w Agorze, Bauerze czy magazynie "Zwierciadło". Choć nie myślałam wtedy o herbaciarni, miałam ją gdzieś z tyłu głowy. Bo po co trzymałabym w domu ponad 40 gatunków tej rośliny? - pyta retorycznie Katarzyna Kochańska.
Sznurek szczurek
Herbaciarnię założyła dwa lata temu. Siłą Herba Thei nie jest wielki kapitał czy reklama, ale pasja właścicielki. Do wyboru - setki herbat, od prostych po najbardziej wyszukane. Każdą mieszankę przygotowuje sama, nie akceptuje "gotowców".
- Ostatnio sprowadziłam z Chin specjalny gatunek róży. Jej pąki są malutkie, w sam raz do parzenia. Zimą łączę je z czarną herbatą, która świetnie rozgrzewa. Latem - polecam zieloną: chłodzi. Żeby nie było za słodko, dorzucam nutkę kasji, podobnej w smaku do cynamonu. Ta lekka pikanteria jest, jak na mój gust, idealna - przekonuje właścicielka Herba Thei.
Komponuje też - w ramach aromaterapii - herbaty z olejkami eterycznymi.
- Bawi mnie wyszukiwanie niewielkich różnic, niuansów smaku i zapachu - przyznaje.
Kiedy rozmawiamy przez telefon, wyraźnie słyszę pobrzękiwanie porcelany. Katarzyna Kochańska popija w swej herbaciarni zieloną herbatę z trawą cytrynową. Zresztą zielona, zaparzana w tradycyjny chiński sposób, to jej faworytka. Zbierana z młodych listków, delikatna i zdrowa, bo zawiera dwa razy więcej przeciwutleniaczy niż czarne herbaty.
Szefowa Herba Thei wytrwale edukuje ludzi, pijących wyłącznie napar zaparzany ze "szczurów na sznurku", czyli saszetek. Opowiada anegdotę o znajomych, którzy skarżyli się na podłość kupionej herbaty. "Zobacz, jaki to kiepski gatunek, urwał się sznureczek" - pomstowali.
Dobrze jej w tej herbacianej niszy. Bezkarnie może parzyć sobie kilka filiżanek wymyślnego napoju dziennie i jeszcze mieć głowę pełną marzeń, coraz bliższych realizacji. Interes rośnie w oczach, niedługo otworzy się lokal na zasadzie franczyzy.
[...]
źródło: www.pb.pl